niedziela, 29 lipca 2012

..

 koronkowa wolność
wiatr rozwiewa skórę
wkracza delikatnie
jest słońce i jest rozkosz spływająca delikatnie po butelce
koronkowa wolność
ślamazarna muzyka
zlepione rytmem usta
kwiaty tańczą na łące
łóżko trawy pochłania letnie pasje
koronkowa wolność
oddech asfaltu bose stopy
i brak myśli tylko lato i tylko słońce
zlepione rytmem usta
tańczą na łące



http://www.youtube.com/watch?v=grvr4nK4AZA&feature=autoplay&list=FLtcojcqnCeTTxxbycpVXFnQ&playnext=2

sobota, 28 lipca 2012

cukierek

pstryk i w jednej chwili fajerwerki
znów jestem słodka jak cukierek
lepkie spojrzenia podążają za ruchem bioder
możesz mnie mieć
ramiona splatają się z muzyką
kropla piwa ucieka spływając po szyi
znów jest lato
gorąco wyzwala ciała i umysły



http://www.youtube.com/watch?v=vLxzN9sv5i0

piątek, 27 lipca 2012

loty kłopoty

Więdną kwiaty w butelce
ostatni papieros ścieżką dymu usycha
nie będą gejsze tańczyć na twoich powiekach
jaśminu kwiat odleciał

Zgasł ekran komputera
klawiatura pełna plam sajgonu
brudne interesy w trzecim świecie
biała koszula rynsztoku

Azja fantazja europa da ci kopa
lepiej uciec na haju
niż żyć prawdziwie

poniedziałek, 23 lipca 2012

R.I.P

''Patrzeć i wytrzeć. Wycierać? Składać wizytę
jak kartkę lub nóż. Nożem kopertę, z koperty
kartkę i tak dookoła, za ręce w podzięce,
i mógłbym, że kręcę film równo z bletką.

Dziecko się uczy języka, przygryza, parzy
(paruje), kaleczy. Język rośnie, aż przestanie,
jak przystań, przyjmować łódeczki z papieru.
Zabawne, że gdy wywinąć im burty powstają

(baczność!) napoleońskie kapelusze. W kreskówkach
wyobrażenie szpitala łączy się z kurduplem,
biegają Napoleony wywijając - czym?''

sobota, 21 lipca 2012

getting drunk by skype

porto cruz and a good spirit
let's drink for that

.

''All my Little Words by the Magnetic Fields, and footage from various vintage films depicting love and loss, and ability to break ones heart and keep going at least that is what i think.''

where is my mind

http://www.youtube.com/watch?v=zQOrLamT0n4

jaki jesteś

poskładać w jeden kawałek
obejrzeć z daleka
jestem zły
chyba, że po prostu nie ma już
dobra
obejrzeć z daleka
poskładać w jeden kawałek
jestem

środa, 18 lipca 2012

szacunek

- co on sobie w ogóle wyobraża...!
- widział to kto, jeechać tak..., w kolejce?!
-młody jest,  życia nie zna, wie pani jak to jest, młode to i głupie, wszystkie rozumy pozjadały. Myślą, że jak mama i tata w banku pracują to im wszystko wolno. Też mi coś...
-ta... szacunku dla starszych nie mają...
-jedzie taki i jakby tylko uwagę chciał na siebie zwrócić, apotem się jeszcze dziwi
-no a jak! dziwi się, dziwi,że go nieszczęścia spotykają
-a jak mają nie spotkać jak się tak o nie prosi.
-swoją drogą, to ciekawe czemu on tak
-noo i to jeszzce o tej porze, może to znowu jakiś z tych takich, wie pani co teraz młodzi robią
-no ja wiem o co pani chodzi, tak robią, że ze starych ludzi głupców robią, ot co, szacunku nie ma prosze pani
-epyningi, tak to się chyba nazywa
-no, epyningi, tak kiedyś w telewizji mówili, że to taka nowa forma sztuki
-sztuki, jak se chcą sztukę pooglądać, to niech do muzeum idą, a nie tak w kolejce
-tak, do muzeum. Pamiętam jak ja młoda byłam, dziewcze takie, może ze dwadzieścia lat miałam i chodziło się, ale nie do muzeum, do muzeum to ze szkołą albo tak od święta, myśmy to do parku chodzili, na piknik. kto to teraz widział. młodzi jak siedzą na dworze, to albo kradną, albo rozrabiają
-tak, szacunku nie ma, tylko patrzą co by tu zmajstrować
-złe intencje widze w nich, wie pani, nie ma takiej wiary w ludzi, żeby miejsca ustąpić starszym, albo pomóc, jak ktoś upadnie
-znieczulica, mówię pani, znieczulica
-tak, ale wie panie moze i mu co jest, tak boso wraca kolejką i o tej porze

varia

...
piszę twoje imię tylko po to,
by pociąć je stalówką pióra
zniknij pod warstwą atramentu
przestań być początkiemi i końcem
moich zdań
niechcianym słowem
przekleństwem na ustach dziecka
klątwą nad kołyską
nieistniejącym portem marzeń

......
nie chcę nigdy więcej bać się, że poczuję cokolwiek
nie chcę udawać, że w środku mni tli się cokolwiek
jestem cichą pustynią
wiatr delikatnie dotyka
osusza pozostałę krople
zostaje tylko słona pustka
odwieczny spokó, można zamknąć oczy i zasnąć
jutro nie przyniesie żadnych zmian, będzie dokładnie
takie samo jak wczoraj i dziś

.......
na kolanach błagam


Zabierz ze sobą miłość
zabierz pocztówki tęsknoty
znaczki pełne łez
koperty niewyjawionych tajemnic

porszę, krzyczę, groch o ścianę rzucam
weź, albo zostaw
a najlepiej rozpłyń się i zniknij
wyparuj razem z wyschłymi wspomnieniami

Jesteś, czy cie nie ma
wszechobecna pustka
korek myśli podążajuących ku tobie
na kolanach blagam
pokochaj albo znienawidź

odwieczny znak zapytania
nienadchodzące rozwiązanie
zbyt długo noszę w sobie ciebie
powstań lub odpłyń
rozkłądając się w czasie lub przestrzeni

odwieczna udręka, chęć posiadania
tylko ciebie,
która prowadzi w obce ramiona
wiecznie i na zawsze
zagubiona w drodze ku twojemu sercu,
któego nie ma

poniedziałek, 16 lipca 2012

burza

cienka linia nad horyzontem
nad nią sufit z chmur
pod nią pionowe smugi
z daleka wygląda to tak ...
z daleka wszystko jest piękne
z daleka to takie poetyckie widzieć
rozwierające się niebo
i rozlewający na stalowe miasto błękit

http://www.andrzejrysuje.pl/page/2/

Pojednanie


Rysunek opublikowany w „Szkle kontaktowym” TVN24 26.04.2012

uma bd curta sobre o perdao
-bem, vou estender a mao primeiro
  agora beija-la caralho

short cartoon on forgivness
- ok, i'll reach out first
  now kiss it bitch

niedziela, 15 lipca 2012

Górecki, Przewodnik



to miasto

Pożerany purpurowymi paszczami świateł
Miażdżony dźwiękiem. stoisz. próbujesz
zamknąć swoje uszy. zachować to jedno co jest
czyste. kulisz się mówisz nie. próbujesz


Pożerany purpurowymi paszczami świateł
Miażdżony asfaltem dusisz się
to nie dla ciebie. walczysz chodnikami
chodzisz nie poddajesz się


Pożerany purpurowymi paszczami świateł
chciałbyś zanurzyć się w zielonym oceanie
chciałbyś spaść ze szklanego miasta chmur
chciałbyś móc. znienawidzić


Pożerany purpurowymi paszczami świateł
w neurotycznym biegu w melancholijnym
niebycie miażdżony rozdzierany sponiewierany
chciałbyś przestać kochać

sobota, 14 lipca 2012

środa, 11 lipca 2012

zbiór różnych



****

Nie da się w taki upał
przytulając się do cienia
walczysz o przeżycie
wzdychasz, nawet najmniejszy podmuch
Lepcy ludzie w mokrych autobusach
wszystko ocieka
paruje ludzki smród zaprzeczając
pięknu lata
Nie da się w taki upał
zamykasz się w twierdzy z klimatyzacją
Don Quichote sam przeciwko
słońcu

*****

Se o amor pudesse cumprir os sonhos
Serias um cubo de gelo a desaguar
entre as minhas pernas
Se o prazer podia durar para sempre
Serias a minha sombra
desaparecendo às escuras
Se a fala pudesse escrever os sentimentos
falaríamos sem palavras
não obstante a distância
Se fosses o que poderias ser
nunca abandonarias o nosso beijo
terias coragem e força de vontade
para tornar o sonho realidade

*****

Os dias cinzentos a seguir o seu caminho
Eu além e fora da corrente da vida
sozinha mas não solteira sigo o fado
Os dias cheios de pensamentos e
noites passadas aos dois com a minha sombra
as vezes parece que falta pouco mas é este
pouco que faz a totalidade é ele que
faz a diferença entre amor e paixão
Sonho a integridade do meu ser
Sonho alegria do lar
Trabalho para que possa atravessar
o limiar entre o sonho e a realidade
Estou viva, vivo e sinto, respiro com
a solidão alimento o desejo que
um dia venha a ser realizado
trazendo ao mundo uma vida

***
Foi-se ja? Nem pensei, nem senti nada
Como se aqueles oito anos fossem um sonho
Foi-se ja? Nem se despediu como devia
Nem uma interrogacao nem ponto final
Como se a vida fosse uma brincadeira
um jogo cheio de pausas e espera
Nao vou esperar, nao aguardo o momento da reuniao
Foe-se. bem. Alegria da simplicidade rebenta no meu coracao

*** (piosenka)

Powiewa na wietrze i kusi tajemnicą
Jestem zamroczony już nic nie widzę
Pojedźmy razem pociągiem ku zachodowi
i w pożądaniu oddajmy się bólowi

Powiewa na wietrze i kusi ulotnością
Podejdź bliżej usidlę Cię miłością
Złap mnie za rękę, poślubieni matce wiośnie
tkajmy te chwile na łąk zielonych krośnie

Powiewa na wietrze jej zapach Cię upaja
wdychasz go słodko, nabita opium faja
Weź ją w ramiona, usidlij swą odwagą
i pochłoń w nocy, niewinną całkiem nagą

**

Pod jej rzęsami skrywa się ból
pod jej rzęśami skrywa się strach
zabierz go swymi pocałunkami
przepędź łzy rozpaczy

Jej usta pełne są goryczy
jej usta, pustynia pragnień
obejmij je, obmyj rozkosz
wlej w nie treść słów

Jej dłonie spękane czekaniem
palce zmęczone próbowaniem
złap, czule dotykaj
jej dłonie na sercu swym trzymaj







good vibe

http://www.youtube.com/watch?v=esOK1GKitC4

sobota, 7 lipca 2012

podmiejski





Jego ręka przesuwała się delikatnie po wykładzinie siedzenia w autobusie. Brakowało niewiele. Rurki ociekały potem, wszystko było tropikalne, nawet roznegliżowane staruszki w czerni i zakonnice zalotnie wachlujące się ulotkami o cnocie. Miasto umierało w agonii nie mogąc złapać oddechu, nie pomagała respiracja klimatyzacją, ani opatrunki z wachlarzy. Jechał autobusem, koszulka przykleiła mu się do pleców, wiercił się próbując ustawić twarz tak, by chociaż pęd powietrza zza okna dawał mu wytchnienie. Ludzie jechali podirytowani, w powietrzu wyczuwało się seksualne napięcie. Ogorzałe twarze robotników świeciły pożądaniem śledząc ruchy bioder sukienek na długich espadrylowych nogach. Gwałtowna jazda popychała ludzi ku sobie, ich mokre ręce ślizgały siępo uchwytach wykonując lubieżny taniec. Przyklejone do twarzy włosy, krople potu ginące w dekoltach między piersiami, wszystko było obfite. Brakowało niewiele. Jechaliśmy tak już jakieś dobre piętnaście minut. Było euro, była polityka, rydzyk, smoleńsk, geje, hipsterzy, imprezowa stolica i służba zdrowia. Nawet najbardziej zagorzali wymiękli. W autobusie zapadła niezręczna cisza, każdy zachowywał cenną ślinę starając się przeżyć. Robotnicy rozpoczęli schładzanie, słychać było spadające na podłogę kapsle i gulgotanie piwa w gardłach. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny ludzkich ciał, słodki zapch perfum i piwa, Robiło się coraz bardziej nie do wytrzymania. Panowie w garniturach rozważali nieistniejące opcje ratunku. Pary stapiały się w jedno rezygnując z komfortu jednostkowości na rzecz oparcia w pędzącej o wertepach puszce. Brakowało niewiele. Odgarnął z czoła włosy, zsunął na nos okulary przeciwsłoneczne, czul swój pot, chciał wysiąść, chciał mieć milion chusteczek i talku żeby czuć się suchym. Czuł jak kropelki potu spływają po szyi ginąc w kołnierzyku polówki. Jeszcze trzy przystanki, ludzie pchają się na siebie zlepiając jak czekoladki na słońcu. Już dość, pomyślał, wstał, odkleił spodnie od pośladków zastanawiając się czy ma na dupie mokrą plamę, czy nie. Przecisnął sie między piersiami kwiaciarki, uważając by nie potknąć się o wiadra z kwiatami, a plecami zakonnicy. Autobus zachamował, a on przewrócił się lądując twarzą wprost na czyichś kolanach, jej kolanach. Wiskozowa sukienka wchloneła jego zmęczenie, czas na chwilę się zatrzymał. Czuł tylko suchość i zapach, chciał pozostać na zawsze...
Podskoczyła z siedzenia odpychając jego głowę
-co pan sobie wyobraża
Jej usta drżały, ona cała trzęsła się z oburzenia, od cytrynowych paznokci po kasztanowego koka na czubku głowy. Jej piersi unosiły się pod sukienką usiłując złapać oddech.
-przepraszam, bąknął, wie Pani ten kierowca i....
-już dobrze, przesunie się Pan? Wysiadam.
-ja też, o... już proszę, wpił się plecami w miękką masę ciała po piędziesiątce za nim próbując utorować jej drogę. Teraz był podwójnie obrzydzony, jego płyny złączyły się z jakimś obcym potem, miał wrażenie, że krew tamtych pleców płynie razem z jego  krwią w monotonnym rytmie. Zaczął szybciej oddychać. Drzwi otworzyły się, wysiadła, on za nią.
-jeszcze raz przepraszam
Popatrzyła na niego, nie była całkiem łądna, ani wcale brzydka, odgarnęła kosmyk włosów z czoła
-no nic się nie stało, zdarza się. wie pan jak dojść na tą ulicę? Wyciągnęła nieporadnie z torebki małą zmiętą karteczkę i podała mu uśmiechając się przyjaźnie.
-o... to badzi blisko mnie, mogę pania zaprowadzic
-dziękuję, może najpierw wejdziemy gdzies napic sie czzegos zimnego?
-dantastyczny pomysl, tu nieddaleko jest takie miejsce i tam cień jest i można oddychac
-można oddychać? uśmiechnęła się, to niech pan prowadzi.
Posuwali się niespiesznie, ich kroki mimowolnie zrównały się. Asfalt parował osadzając się na ich nogach, czuli jakby szli w betonowych butach
-już niedługo, całkiem niedaleko
-pali pan?
-w taka pogodę?
-nie, no tak w ogóle
-no tak w ogóle, to tak, ale...
-ma pan papierosa?
-tak, chwilkę. wyjął paczkę i podał jej
-dziękuję
-a tak w ogóle, to jeszcze raz przepraszam
-jak tak będziesz, jak pan będzie tak przepraszal, to zaraz na prawde uwierze, ze mam byc zla. Uśmiechnęla się i zebrała koniuszkiem palca kroplę z dekoltu, zaczęło się ściemniać.gołębie dreptały nerwowo w świetle latarni.
-daleko jeszcze?jestem zmęczona, usiadłabym na chwile
-no dobrze
Upuściła papierosa, przydeptała go , miała małę stopy, prawie jak dziecko, zółty lakier świecił w ciemnościach jak neon burdelu.
Usiedli jedno obok drugiego, ich mokre ramiona dotknęły się tak iż odskoczyli z obrzdzeniem, już za dużo tego, za dużo Dziewczyna odskakując zsunęła się zbrzegu ławki upadając na ziemię. Sukienka rozchylila sie ukazując smagniete słońcem nogi, nogi gladkie jak bambus, kuszące. Uklęknał przed nią i złapał ją za uda, wodził wzdłuż i z powotem jakby w tym upale rozpalając kolejne ognisko. Ona zamknęła oczy, już nie patrzyła zdziwiona, pociągneła go na siebie. Teraz byla już tylko złość podróży, byl tylko pot tych wszystkich lepkich ludzi,był bród, było obrzydzenie i oni, jak dwie dżdżownice, wytarzami w piasku, lepcy i nienasyceni. Brakowało niewiele.
-tak, rzeczywiście można oddychać.

poniedziałek, 2 lipca 2012

work

kliknięcia myszki
stukot klawiatury
szelest koszul
i delikatny zapach kawy
pełna opustoszałość,
napięcie skonentrowanych głów